Ograniczenia

Od wokół jej myśli


wznosimy sami.

Bunt

zażegnany chociaż wymagało to współdziałania kilku obcych osób.
Zbuntowała się Mamiya i tym razem nie był to mały buncik. Wykazała się złośliwością i pełną precyzji dokuczliwością, która musiała zakończyć się zaplanowanym efektem. A jako że musiała tak też się zakończyła. Dokładnie to wszystko zakończyło się zerwaniem filmu. Filmu już zrobionego. Przy próbie wykonania kolejnego zdjęcia Mam zatrzymała rączkę do naciągania filmu i nie dało się jej nawet na milimetr przesunąć. Niestety arsenał moich trików nie jest zbyt okazały no i skończyło się jak się skończyło, rączkę się dało przesunąć. Szczególnie nieprzyjemne było to, że akurat odzyskałam wenę do łapania w codzienności kadrów, którą w prozie życia na chwilę straciłam. Byliśmy w takim miejscu, że aż nie mogłam opędzić się od tematów do zdjęć. Chciałam mieć na nich jak najwięcej z tego co mnie otaczało. Akurat naciągając film dokładnie widziałam kadr, który zaraz wspólnie z Mam zapiszemy, żeby o nim nie zapomnieć... to byłoby dobre zdjęcie. Strumyk wśród pól, skręcający wśród nich, kładka, lekko gniewne niebo, kontrast i harmonia, a dalej było jeszcze więcej tematów. Wielki pies grzebiący w śmietniku, rybacy, ukryte wśród traw obozowiska, wszystko w intensywnych kolorach świata, który jest między deszczami, mocne, nasycone.
No ale trochę rozumiałam tego mamiykowego focha, musiałam bo dałam jej popalić. Bo gorąco, bo w torebkach duszno, bo nieporządek, bo nuda, bo nic się nie działo. Przynajmniej tak go sobie tłumaczyłam, poza tłumaczeniem oczywistym. Nie wiem czy aparaty mają menopauzy a jak mają to jak się nazywają ale Mamiyka z pewnością takową posiada, bo problemy z naciąganiem mamy nie po raz pierwszy (bardzo proszę nawet nie myśleć, że to felerny egzemplarz!! Mam jest starszą panią, która przeżywa swoją drugą młodość, co czyni z niej bardzo atrakcyjną starszą panią!). No nic oddałam Mamiyę do zakładu i dzisiaj odzyskałam ją wraz ze zdjęciami. Oglądając je zrozumiałam, że to nie był foch a ostrzeżenie, za które bardzo dziękuję. Generalnie udało mi się zrobić całą kliszę fatalnych zdjęć - a to ucięte, a to źle wykadrowane, a to kompletnie nie wiadomo co autor miał na myśli ale lepiej w to nie wnikać i co najgorsze w dużej mierze zdjęcia te są nudne. Za to zdjęcia z weekendowego wypadu, które miały szansę być dobrymi są ponakładane, posklejane ale mimo to widać, że te byłyby całkiem niezłe. To chyba dobrze, że Mam się zbuntowała i dała mi po nosie pokazując, że ona pod takimi gniotami podpisywać się nie będzie. Bardzo ją przepraszam i obiecuję starać się bardziej (a to, ze weekendowe nie wyszły to o tyle lepiej, że nie ma balsamu na moje zbolałe oczy i urażoną dumę raczkującego fotografa).


A to stara, stara historia:

Od wokół jej myśli

Ci dwoje

Od wokół jej myśli

Bo ja....

Od wokół jej myśli
.....

I skłamałabym mówiąc, że mam pecha ,ale ostatnio dopadł mnie taki życiowy peszek będący niebezpiecznie blisko naprawdę dużego pecha. Trochę tak jakbym weszła w chmurę piachu utkanego z pecha i jego drobinki wplątały się w moje ubranie, włosy, weszły pod powieki. Niby nic, niby spokój ale pech pojawiał się w najmniej oczekiwanych miejscach, niestety w tych oczekiwanych też był. Wpierw wywołało tu o mnie złość, później rodziła się we mnie coraz większa bezradność zabijająca uśmiech, uśmiech budził lęk, bo przecież musiał zniknąć pod wpływem wydarzeń. W końcu już nawet na tą ulotną obronę jaką znajdowałam w złości nie miałam sił tak jak nie miałam ich żeby ignorować to co się działo. Małe wydarzenia na dużą skalę. Wydarzenia wynikające z ludzkiej natury, najgorzej, że osób całkiem mi obcych. Drobne wydarzenia losowe też się działy ale nie przykładałam do nich uwagi, przynajmniej bardzo się starałam. Prawdę mówiąc to byłam bliska zwariowania, bo niektóre zdarzenia były możliwe ale raz na rok ale kiedy jednego dnia, w dwóch różnych aptekach, chcąc kupić dwie całkiem inne rzeczy usłyszy się, że nie zostaną sprzedane, bo są ale nie można ich znaleźć to to musi być bardzo intensywny peszek, a kiedy każdego dnia coś podobnego się wydarza (łącznie z niemal utratą przytomności i ręką popsutą na amen, czy raczej kilka tygodni) to chyba, wreszcie, można stracić wiarę w wiele rzeczy. Można ale nie trzeba na długo, zwłaszcza jak jest ktoś kto pomaga wierzyć, że będzie dobrze. Kto przez chwilę obroni i pozwoli nie zapomnieć, że przecież ma się w tym życiu trochę szczęścia i o tą kapkę, którą się dostało od losu bardzo intensywnie się dba. W końcu nie jest się jeszcze tym kataryniarzem bo mu papuga zdechła.
Ja swojego pechowego peszka pewnie jeszcze nie pokonałam ale zadbałam o jego przepędzenie. Głównie z myśli ale co z myśli to z serca, czyli w sumie z życia. Zakupiłam ostatnio swojego rodzaju talizman i zmusiłam się żeby uwierzyć, że będzie dobrze. Talizman to mosiężny świecznik w kształcie smoka, zdecydowanie nie najpiękniejszy ale najbardziej mój jaki widziałam. Spojrzałam na stoisko na którym ON stał i od razu wśród całej masy innych go wypatrzyłam czując, że jest najmojszy z moich. I co? I poszłam dzisiaj odebrać wizytówki. Próbowałam się nie przejmować, że w naprawdę znanej i dobrej firmie, podchodzącej pod raczej ekskluzywną zapomniano o mnie i dopiero mój telefon przypomniał o zamówieniu jakie złożyłam. To się zdarza, ale kiedy po wyczekaniu się w magicznie powstałej, bardzo długiej kolejce usłyszałam "nie uwierzy Pani, bardzo przepraszamy ale Pani wizytówki są jeszcze w drukarni, ktoś zaraz po mnie podejdzie" musiałam uwierzyć zwłaszcza, że tego zaraz nie miałam. No cóż już prawie uwierzyłam, że jednak peszek mnie dopadł. Nie mając sił wyszłam mówiąc, że przyjdę innym razem. Po drodze zakupiłam poprawiacz humoru i jednak wróciłam, kiedy się okazało, że mam ten zaraz. Wchodzę i już chcę przeprosić Pana za to, że wyszłam, że się prawie popłakałam, kiedy Pan sprzedawca przeprasza mnie i daje zniżkę z uwagi na zaistniałą sytuację. Nieśmiało mu mówię, że rozumiem i sama mu tłumaczę, że mam pecha wielkiego i że... no ale jakby nie było wychodzi na to, ze zakupiony poprawiacz humoru mam prawie za darmo. Czyli tfu tfu urok peszka traci na sile ;)

We dwoje

Od wokół jej myśli


raźniej.

Mostowa

Od wokół jej myśli